Ryszard Kapuściński z nostalgią, ale także niezwykłą reporterską szczegółowością opisuje swoje podróże do imperium rosyjskiego. Relacja obejmuje szeroki horyzont różnych aspektów związanych z przemianami historycznymi i politycznymi. Niezwykle cenne są rozmowy z mieszkańcami poszczególnych regionów, które pokazują jak zróżnicowane jest społeczeństwo, jeszcze wtedy ZSRR. Różne języki, odmienne kultury, ale łączący wszystkich marazm i obojętność na to, co się wokół dzieje. Rosja pokazana jest w trzech odsłonach, jest to kraj piękny, interesujący dla reportera, ale także niebezpieczny, wystarczy wspomnieć ryzykowną podróż Kapuścińskiego, która możliwa była wyłącznie po zdobyciu fałszywego paszportu i przebraniu się za pilota. Grozą przejmuje także bezkresna Syberia, opis jest tak sugestywny, że niemal czuje się jej chłód. Nie jest to jednak efekt klimatu, ale sposobu, w jaki narrator przedstawia żyjących tam ludzi, w jaki przywołuje dramatyczną historię już zawsze kojarzącą się z tym złowrogim miejscem nazywanym „największym więzieniem świata”.
Na kartach reportażu Kapuścińskiego można przenieść się w świat dawnego imperium, które przy kolejnej wizycie autora boryka się z wieloma konfliktami. Słowa narratora pozwalają na zupełnie inne spojrzenie, dzięki któremu łatwo można oddzielić język propagandy od rzeczywistych decyzji władz. Szczególnie ciekawe jest ujęcie czasu przejściowego, który zamiast cechować się aktywnością i dążeniami do stworzenia czegoś nowego i świeżego, oznacza kolejny etap marazmu, z którego nie wiadomo, co wyniknie. Nie wiadomo, przynajmniej w czasie, w którym reportaż powstawał.
Język reportażu nie jest pozbawiony barwnych metafor i wspomnień związanych zwłaszcza z odwiedzinami w rodzinnym miasteczku autora, jakim jest Petersburg. Kapuściński odwiedzając najbardziej charakterystyczne miasta i miejscowości w ZSRR nie zapomina o literaturze, która jest tam głęboko zakorzeniona, wspomina zatem Dostojewskiego i Czechowa, a gdy przybywa do Drohobycza, oczywiście Schulza. Pisarz mieszkał w domu parterowym na ulicy Floriańskiej 12, a jego życie, jak wskazuje Kapuściński upłynęło w trójkącie miejsc: Floriańskiej, Zielonej i skwerem przy piekarni. Reporter opisuje ulicę, którą można przejść w ciągu dziesięciu minut, natomiast wyobraźnia pisarza pozwoliła na stworzenie niesamowitego labiryntu, z którego nie można było się wydostać. Na próżno też szukać słynnych sklepów cynamonowych…, ponieważ, jak powiedział Pan Szrejer, rozmówca autora: „Gdzie były sklepy cynamonowe? Przecież one były w wyobraźni Schulza! Tam świeciły. Tam pachniały w taki niepowtarzalny sposób!”.